wtorek, 2 grudnia 2008

KNF zaostrza zasady przyznawania kredytów bankowych

Czy nowa rekomendacja KNF osłabi wzrost gospodarczy w Polsce?

Chociaż Polacy nie mają większych problemów ze spłacaniem kredytów, KNF woli dmuchać na zimne i chce zaostrzyć zasady przyznawania kredytów bankowych. Dla polskiej gospodarki, przed którą stoi perspektywa wolniejszego rozwoju, może się to okazać gwoździem do trumny. Może się okazać, że działania KNF doprowadzą nawet do recesji.

Na początku października br. Komisja Nadzoru Finansowego zwróciła się do wszystkich banków krajowych o zweryfikowanie zasad udzielania kredytów, a w szczególności procedury oceny zdolności kredytowej osób fizycznych. Dane te są niezbędne, gdyż zgodnie z informacją przekazaną przez Andrzeja Stopczyńskiego, dyrektora pionu bankowego KNF, w tym roku urząd planuje wydać nową rekomendację odnośnie udzielania przez banki kredytów osobom fizycznym. Nowa rekomendacja KNF będzie miała charakter uniwersalny i będzie dotyczyć wszystkich kredytów dla gospodarstw domowych. Zaostrzy ona dotychczasowe kryteria udzielania kredytów przez banki, co ograniczy ich dostępność na rynku. Niestety działania KNF mogą spowodować załamanie się wzrostu gospodarczego i wywołać recesję w Polsce w przyszłym roku.

Z dotychczasowych wypowiedzi dyrektora Stopczyńskiego wynika, że zaostrzenie zasad udzielania przez banki kredytów gospodarstwom domowym będzie przede wszystkim związane ze wzrostem wymaganego przez nich wkładu własnego. Nadzór może się również zdecydować na skrócenie maksymalnych okresów kredytowania przez banki oraz zakazać udzielania kredytów w walutach obcych. W związku z tym, że rekomendacja ma mieć charakter uniwersalny będzie ona nie tylko dotyczyć kredytów hipotecznych, ale też gotówkowych. Jednakże dotychczas KNF nie sprecyzowała dokładnie warunków jakie będzie musiał spełniać kredyt i sam klient, aby w przyszłości go uzyskać. Jedynie przewodniczący KNF Stanisław Kluza niedawno publicznie poinformował, że jego zdaniem wkład własny w przypadku kredytów hipotecznych powinien wynosić od 25% do 30% wartości nieruchomości. W przypadku szerszego interpretowania wymienionych przez niego warunków oznaczałoby to istotne zaostrzenie wymogów dla wszystkich rodzajów kredytów konsumenckich, co ograniczyłoby istotnie ich dostępność, a tym samym będzie oddziaływać na gospodarkę w długim okresie.

Tymczasem banki same już rewidują swoją politykę kredytową z powodu niższych prognoz wzrostu gospodarczego dla Polski. Większość z krajowych banków ostatnio zaczęło wprowadzać ograniczenia relacji kwoty kredytu do wartości nieruchomości, także dziś prawie niemożliwe jest uzyskanie kredytów we frankach szwajcarskich. Oznacza to, że w polskim sektorze bankowym rynek dokonuje obecnie samoregulacji i dopasowuje się do nowych warunków otoczenia. A zatem planowanie zaostrzenie wymagań przez KNF wynika z braku wiary w zasady wolnorynkowe, jak i w dyscyplinę rynkową.

Wprowadzenie nowych regulacji może spowodować istotny spadek wartości udzielonych kredytów konsumenckich w przyszłym roku. Z obliczeń analityków SEENDICATE wynika, że wartość nowo udzielanych kredytów hipotecznych może spać o 40% do 50% w 2009 r. Zmiana ta będzie miała nie tylko negatywny wpływ na wyniki banków za 2009 r., ale także na całą gospodarkę i może również spowodować recesję w Polsce. Pogląd ten wynika z doświadczeń gospodarki Stanów Zjednoczonych, gdy administracja Cartera doprowadził do recesji w następstwie wprowadzenia ograniczeń w zakresie udzielania kredytów przez banki w 1980 r. Warto podkreślić, że dziś skala oddziaływania ograniczeń w tym zakresie jest dużo większa niż była w przeszłości na gospodarkę, co wynika z większego obecnie wykorzystania kredytów przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa.

W Stanach Zjednoczonych ograniczenie w zakresie udzielanych kredytów zostało wprowadzone w celu zwalczania wysokiego poziomu inflacji, która występowała w latach 1979-1980. W okresie tym inflacja przekraczała poziom 10%, co było uznawane za jeden z największych problemów gospodarczych przez ówczesnego prezydent Jimmy’ego Cartera. Dlatego administracja Cartera zdecydował się wprowadzić istotne ograniczenia w zakresie udzielania kredytów przez banki. Na podstawie nowych regulacji banki, które przekroczyły określone limity w zakresie udzielanych grup kredytów np. konsumenckich były zobowiązane utworzyć specjalną rezerwę. Rezerwa ta stanowiła dodatkowy koszt dla banków, co miało zniechęcić je w przyszłości do udzielania kredytów ponad wyznaczony przez rząd limity. Następstwem wprowadzenia ograniczeń był drastyczny spadek udzielanych kredytów w Stanach Zjednoczonych w 1980 r. Spadek ten spowodował również największych spadek aktywności gospodarczej w Stanach Zjednoczonych z kwartału na kwartał w ciągu ostatnich 50 lat, który wynosił w ujęciu rocznym 8%. Ponadto regulacja ta spowodowała, że amerykańska gospodarką weszła w fazę recesji w 1981 r., która trwała do końca 1982 r.

Dlatego planowane zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów przez KNF może doprowadzić do załamania się wzrostu gospodarczego w Polsce. Zatem może się okazać, że KNF zamiast wprowadzać działania prewencyjne w sektorze bankowym doprowadzi do nasilenia się w nim problemów, co byłoby spowodowane osłabieniem się polskiej gospodarki. Warto podkreślić, iż trudno też zrozumieć przyczyny planowanego zaostrzania przez KNF kryteriów udzielania kredytów dla gospodarstw domowych w Polsce. Na koniec września br. udział kredytów zagrożonych w bankach zmniejszył się do rekordowo niskiego poziomu 4,5%. Natomiast rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 5,8%, a zatem dziś nie ma powodów do niepokoju i brak też jest obecnie jakichkolwiek oznak, aby coś się niepokojącego się działo w polskim sektorze bankowym. Dodatkowo udział zagrożonych kredytów dla gospodarstw domowych w sierpniu br. wynosił 3,8%. Wskaźnik ten był niższy od poziomu obserwowanego dla przedsiębiorstw, który wynosił 5,9% w tym samy okresie. Tym samym trudno obecnie zrozumieć cel planowanych ograniczeń KNF w dostępie do kredytów dla gospodarstw domowych, gdy ich poziom zagrożenia należy do najniższych w sektorze bankowym. Również obecny kryzys na rynku amerykańskim nie uzasadnia działań KNF, gdyż zasady przyznawania kredytów oraz ich zabezpieczania istotnie się różnią na rynku polskim i amerykańskim.

Zatem trudno dziś znaleźć merytoryczne uzasadnienie dla obecnych działań KNF. Niestety może się okazać, że mimo braku takich przesłanek urząd zdecyduje się ograniczyć dostęp do kredytów dla gospodarstw domowych, co może mieć negatywny wpływ na wzrost gospodarczy, a nawet doprowadzić do recesji w Polsce w przyszłym roku.

Oskar Kowalewski

Autor jest adiunktem w Instytucie Gospodarki Światowej SGH oraz współzałożycielem SEENDICATE

Płace i zatrudnienie - spowolnienie

Komentarz ekonomistów ING Banku Śląskiego:

Płace i zatrudnienie za październik pokazują już sygnały spowolnienia, niewystarczające do cięcia w listopadzie

Płace za październik wzrosły 9,8%r/r wobec 10,7%r/r średnio w 3Q08 i 11,6%r/r w 1poł08, dynamika zatrudnienia spowolniła do 3,6%r/r r wobec 4,3%r/r średnio w 3Q08 i 5,6%r/r w 1poł08.

Obie dane pokazują już sygnały spowolnienia (płace spowolniły mniej od oczekiwań, zatrudnienie więcej) i dostosowywania rynku pracy do pogarszającej się koniunktury, jednak tempo tego dostosowywania nie jest na tyle znaczące, aby w połączeniu z innymi czynnikami skłonić RPP do zmiany poziomu stóp już listopadzie. W obecnych warunkach ponownie słabnącego złotego oraz rosnącej presji na rynkach zewnętrznych, które może pociągnąć dalsze osłabianie się polskiej waluty, najbardziej rozsądnym rozwiązaniem jest niezmienianie stóp. Słabszy złoty może także spowolnić tempo poprawy inflacji, związane ze spowolnieniem gospodarczym.

Dostosowanie rynku pracy będzie kontynuowane, badania ankietowe wśród przedsiębiorstw za 4kw pokazują, że plany podwyżek spadły drugi kwartał z kolei, do poziomu obserwowanego w 4kw06, ale są wciąż wyższe niż w pod koniec 2005. Naszym zdaniem w przyszłym roku dynamika wynagrodzeń wyniesie około 6%r/r wobec (10,9%r/r w 2008), ale ryzyko jest po niższej stronie.

Komentarze członków RPP nie wskazują na dużą skłonność do obniżek, Andrzej Wojtyna wskazuje na rosnące ryzyko osłabienia złotego, chociaż nie wyklucza, że RPP może zasygnalizować swoje przejście do nastawienia łagodnego.

Jastrzębi członkowie Rady zareagowali na publikację danych o płacach wzywając do pięciomiesięcznej przerwy przed rozpoczęciem obniżek (Halina Wasilewska-Trenkner) oraz zapewniając, że nie ma aktualnie miejsca na cięcia (Dariusz Filar).

Z drugiej strony, Stanisław Owsiak opowiedział się za natychmiastowymi obniżkami, zaczynając od listopada. W jego opinii inflacja wróci do celu 2,5%r/r przed końcem 2009 wskutek wpływu spowolnienia gospodarczego, co, po uwzględnieniu czasu pomiędzy decyzją a przełożeniem zmiany stóp na CPI, skłania go do preferowania cięć tak szybkich jak to możliwe. Jednak wspomniany mechanizm transmisji polityki pieniężnej nie działa obecnie normalnie – przypomniał o tym wczoraj Andrzej Sławiński, mówiąc, że pojawienie się w ostatnim komunikacie fragmentu o tym mechanizmie nie było przypadkowe. Prof. Sławiński chce, aby polityka pieniężna była dostosowywana do pogarszającego się stanu koniunktury, jednak nie wyczuwamy w jego tonie potrzeby spieszenia się z cięciami.

Jan Czekaj w swojej wypowiedzi skupił się na przyjmowaniu euro. Uważamy, że jego zdanie w tej kwestii pokrywa się z opinią przeważającą w całej Radzie. „Musi istnieć jakiś stopień pewności, co do tego, że politycznie proces przystępowania do strefy euro jest zaakceptowany i wtedy będzie można zastanawiać się nad ekonomicznymi kwestiami.”

„Jeżeli przystąpimy do ERM2 to siłą rzeczy będziemy musieli być bardziej ostrożni niż musielibyśmy być, gdybyśmy do ERM2 nie przystąpili. Byłoby niewybaczalnym błędem, gdyby po dwóch latach bytności w mechanizmie kursowym ERM2 nagle okazało się, że nie spełniamy kryterium inflacyjnego. To oczywiste, że nasze działania będą musiały być bardziej ostrożnie, co oznaczałoby prawdopodobnie nieco bardziej restrykcyjną politykę pieniężną, niż w warunkach nieprzystępowania do strefy euro. Podkreślam jednak, że nie oznacza to potrzeby istotnej zmiany polityki pieniężnej, bo nasza polityka i tak jest nastawiona na ograniczanie inflacji, ale musielibyśmy działać tak, żeby uniknąć tego niebezpieczeństwa .”

Poza tym prof. Czekaj przedstawił pomysł na wykorzystanie efektu bazy do łatwiejszego spełnienia kryterium inflacyjnego. Proponowany przez niego sposób współpracy z rządem w walce z inflacją mógłby jednak zmniejszyć siłę nabywczą konsumentów i pogorszyć kondycję firm w bardzo niewygodnej fazie cyklu koniunkturalnego.

„RPP nie jest jedynym ciałem, który oddziałuje na stopę inflacji. Nie należy zapominać o tym, że rząd również ma tutaj swój udział. Należałoby się zastanowić, czy na przykład, jeżeli będą potrzebne w perspektywie najbliższych dwóch czy trzech lat np. podwyżki cen regulowanych, nie skoncentrować tego na początku. Zgodzić się przejściowo na zwiększoną inflację, ale rozwiązać problem na przyszłość. Podwyższona baza z kolei dawałaby nam pole manewru. Musielibyśmy przyjąć odpowiednią strategię polityki pieniężnej i polityki cenowej państwa, które łącznie decydują o stopie inflacji”.

Istotne znaczenie mają także wypowiedzi Jana Czekaja z RPP. Z jednej strony wskazał on, że na rosnące ryzyko osłabienia złotego, chociaż nie wyklucza, że RPP może zasygnalizować swoje przejście do nastawienia łagodnego.

Co to znaczy: Dostosowanie na rynku pracy jest kontynuowane, jednak to naszym zdaniem nie wystarczy, aby nakłonić RPP do cięcia stóp już w listopadzie. Podstawowymi argumentami przeciw obniżkom są osłabienie złotego i oczekiwanie na szczyt inflacji bazowej.

Strategia rynkowa

Kto wie lepiej – RPP czy inwestorzy z rynku długu?

Raport roczny agencji Moody’s na temat Polski zawierał wzmiankę, że drobne opóźnienia w przyjmowaniu euro nie wpłyną na rating kraju. Wspominanie o opóźnieniach mogłoby wprowadzić zaburzenia na rynek walutowy, zwłaszcza jeśli dorzucić wyniki ostatniej ankiety TNS OBOP na temat stosunku do euro: tylko 20% chce zmiany waluty krajowej tak szybko jak to możliwe (czyli w 2012, zgodnie z planem rządu), 37% uważa, że lepiej odsunąć ten termin o kilka lat a 34% nie chce euro w ogóle (chociaż taka opcja jest z góry wykluczona przez podpisany przez Polskę traktat akcesyjny).

Choć patrzenie na sondaże jest teraz ważną rzeczą (skoro to referendum ma zadecydować o usunięciu politycznych przeszkód do przyjęcia euro), to zalecamy ostrożne podejście do opublikowanych liczb – różnice w wynikach nawet mało odległych w czasie badań bywały jak dotąd duże. Naszym zdaniem rząd i NBP (a przynajmniej RPP, może z wykluczeniem prezesa Skrzypka) będą starać się zapewniać o dalszym przywiązaniu do planu przyjęcia euro, przynajmniej tak długo jak utrzymuje się niepewność rynków finansowych i możliwość dalszego przedłużania presji na złotego (chociaż Andrzej Wojtyna powiedział dla PAP, że plan przyjęcia euro może stracić swoją wiarygodność, jeżeli w najbliższym czasie nie nastąpi sfinalizowanie rozmów politycznych w sprawie zmiany konstytucji).

W ciągu dnia EUR/PLN ruszył się z 3,81-82 do 3,86 i z powrotem, a dziś znowu zapowiada się, że przynajmniej pierwsza połowa dnia będzie naznaczona słabnięciem złotego. Dzisiaj ważne dane z USA, w tym najważniejsza z nich to inflacja (spodziewany jest duży spadek). To w połączeniu z większym oporem ECB wobec szybkich obniżek powinno pomóc euro, ale jak na razie to dolar zyskuje na wartości na fali wysokiej awersji do ryzyka widocznej m.in. w słabości giełd. Złoty może dalej słabnąć na fali niekorzystnej sytuacji w otoczeniu zewnętrznym, ale także za sprawą stopniowej erozji planów przyjęcia euro.

Na rynku długu dokonało się wczoraj umocnienie wbrew wydźwiękowi przewyższających konsensus rynkowy wzrostów wynagrodzeń oraz jastrzębim głosom dobiegającym z RPP wieszczącym czekanie z obniżkami. Obecne poziomy dochodowości świadczą o tym, że inwestorzy utwierdzają się w przekonaniu o nadchodzących cięciach, podczas gdy decydenci zasiadający w Radzie (w większości) wolą z cięciami poczekać. Dzisiaj obligacje otwierają się słabiej, a czynnikiem nikorzystnym jest otoczenie zewnętrzne.

Co to znaczy: Złoty może dalej słabnąć na fali niekorzystnej sytuacji w otoczeniu zewnętrznym, ale także za sprawą stopniowej erozji planów przyjęcia euro.

Raty kredytów we frankach

Niższa rata kredytów we frankach - spadający LIBOR łagodzi skutki osłabienia złotego

Spadający LIBOR rekompensuje kredytobiorcom zadłużonym we frankach podwyżki rat wynikające z osłabienia złotego. W stosunku do 10 października, na który przypada szczyt 3-miesięcznej stopy LIBOR dla franka, wysokość raty spadła. Od szczytu LIBOR obniżył się już o 1,1 pkt, proc.

Rata kredytu we frankach zaciągniętego w połowie września na kwotę 400 tys. zł na 30 lat z marżą na poziomie 1,5% wynosi dziś 2257 zł. W momencie zaciągania kredytu wynosiła 2073 zł, a 10 października, czyli w dniu, w którym 3-miesieczny LIBOR osiągnął szczyt na poziomie 3,13%, wynosiła 2406 zł. Wzrost w stosunku do pierwszej raty wynosi więc 184 zł. Gdyby w okresie od połowy września do dziś stopa LIBOR nie uległa zmianie, rata wzrosłaby o 391 zł. Taki byłby efekt osłabienia złotego. W połowie września frank kosztował 2,1147 zł, a we wtorek 18 listopada kosztował 2,5227 zł, zatem złoty stracił na wartości ponad 19%. Z analizy wynika więc, że obniżka stopy LIBOR w połowie zrekompensowała kredytobiorcom skutki osłabienia naszej waluty.

Jest spadek, a byłby wzrost - Prześledźmy też efekt zmiany oprocentowania na przykładzie tego samego kredytu, ale w okresie od 10 października do 18 listopada. Rata kredytu spadła w badanym okresie o 149 zł. Złoty stracił w tym okresie względem franka prawie 8%. Gdyby jednak oprocentowanie nie uległo zmianie, rata nie spadłaby, ale wzrosła o 180 zł. Można więc przyjąć, że obniżka stopy LIBOR z nawiązką zrekompensowała osłabienie złotego.

Podobnie wygląda sytuacja kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyty po nowych, czyli wyższych marżach. Przyjmijmy, że kredyt na 400 tys. zł na 30 lat został zaciągnięty 10 października z marżą na poziomie 3%. Rata takiego kredytu na 18 listopada wyniosła 2427 zł, a 10 października wynosiła 2557 zł, zatem zmniejszyła się o 130 zł. Gdyby w tym okresie stopa LIBOR nie uległa zmianie rata wzrosłaby o 191 zł.

Mniejsze zmiany dla kredytów w złotych - 3-miesięczna stopa WIBOR, od której zależy oprocentowanie kredytów w złotych, też spadła w ostatnich tygodniach, jednak spadek ten spadek był znacznie łagodniejszy niż w przypadku stopy LIBOR. W szczytowym momencie, 24 października, WIBOR wynosił 6,87%, a 18 listopada wynosił 6,71%, zatem spadł o 0,16 pkt. proc. Rata kredytu na 400 zł zaciągniętego na 30 lat w październiku (marża 1,5%), wynosiła w szczytowy momencie WIBOR-u 3039 zł, a obecnie 2994 zł, zatem zmniejszyła o 45 zł.

Obliczenia mają charakter teoretyczny, zakładają bowiem, że banki wyliczając oprocentowanie kredytów biorą pod uwagę codzienne zmiany stawek LIBOR i WIBOR, w praktyce aktualizacja następuje zwykle raz na kwartał. Z wyliczeń wynika ponadto, że obniżka stawki LIBOR częściowo zrekompensowała wzrost marż kredytowych. Rzeczywiście takie zjawisko ma obecnie miejsce, jednak trzeba pamiętać, że stopa rynkowa może się zmieniać w okresie kredytowania w obu kierunkach, a marża jest stała przez cały okres kredytowania.

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski / Expander